Gwara dorożkarska

(źródło: www.slavcic.blogspot.com/2008_11_01_archive.html)
Jednym z odłamów gwary warszawskiej była mowa dorożkarska. Niestety dzisiaj zapomniana, kiedyś była bardzo popularna na warszawskich ulicach. Ta odmiana języka charakteryzuje się swobodnym sposobem mówienia, wszelkiego rodzaju zdrobnieniami, powszechnym przeinaczaniem wyrazów oraz występowaniem słów w odmiennym znaczeniu1. Dlatego w gwarze dorożkarskiej będzie mnóstwo form typu: pasaziera, Warszawka, kanarek (z gwary warszawskiej kanarek = miejski omnibus), se pan, kużdego.
Dawnej środkiem
komunikacji była drynda, czyli dorożka. Był to pojazd o
czterech kołach, który ciągnęły konie. Pojedynczego konia zwano
indykiem, a parę sałatą. Jeśli chodzi o etymologię
'', to nie jest jasna. ,,Dryndami w ubiegłym stuleciu
często posługiwali się sklepikarze przewożąc z targowiska do
straganów warzywa. Surdut liberyjny dorożkarza miał dwie pelerynki
nałożone jedna na drugą, które na wietrze rozwiewały się
przypominając wyglądem rozwarte liście sałaty2.”
Tak o dorożkach pisał
Bronisław Wieczorkiewicz: ,,Dorożek, czyli drynd, było
mnóstwo i to dwojakiego rodzaju: klasy pierwszej ze stangretem w
liberii granatowej i z bladoniebieską chorągiewką przy koźle –
to parokonki albo gumy (później miały ogumione koła) oraz
jednokonki z woźnicą w liberii piaskowej i chorągiewką
żółto-czerwoną. Były to powszechnie nazywane indyki3.”
Dorożką powoził tak
zwany ,,dryndziarz, sałata, sałaciński, sałatkiewicz, nazywany
też pogardliwie dzieliworkiem4”.
Władał on batem i panował nad końmi. W dawnej Warszawie był
ustalony typ dorożkarza. W opinii publicznej miano go za
dobrodusznego, jowialnego jegomościa. Dryndziarz był gadułą,
umiał też ,,pyskować” i dosadnie odpowiedzieć, gdy sytuacja
była napięta. Mimo wszystko zawsze odnosił się do klientów z
szacunkiem, bo po cichu miał nadzieję na napiwek. Jeśli chodzi o
uczciwość dorożkarzy, to bywało z tym różnie .
Przykład rozmowy
klienta i dorożkarzem:
,,Pasażer: Mówiłem ci, żebyś mnie
nie tytułował żadnym jaśnie panem, bo tego nie znoszę.
Dryndziarz: Przepraszam… ale
człowiek już tak bez przyzwyczajenie każdego cherlaka jaśnie
panem nazywa5”.
1 Zob. Bronisław Wieczorkiewicz, Gwara warszawska dawniej i dziś, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968, wydanie drugie, rozszerzone, s. 63-74.
2 Cyt. Bronisław Wieczorkiewicz, Gwara warszawska dawniej i dziś, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1968, wydanie drugie, rozszerzone, s. 150.
3 Tamże, s. 149.
4 Tamże.
5 Tamże, s. 151.
Komentarze
Prześlij komentarz